29 marca 2024, imieniny obchodzą: Wiktoryna, Helmuta, Ostapa

~x
20:52 26-03-2024
Szkoda, że portal przestał działać.... więcej »
~do Stefana z Nadarzyna
18:42 26-03-2024
Stefan, ale czy dostrzegasz jakąś różnicę pomiędzy obecnym wójtem a... więcej »

Patologiczni rodzice

Komentarzy (21)
17-01-2018

Fot.: pixabay.com

Bardzo fajny tekst znaleziony w internecie, nawiązujący do artykułów zamieszczonych na naszej stronie w kategorii: Historia → Historyjki.
Niestety, tekst nie posiada autora, ale wart przeczytania, dlatego gorąco polecamy. 

A może Państwu przypomni się coś z dzieciństwa, czym chciałby się pochwalić lub przypomnieć stare czasy. Zachęcamy do nadsyłania tekstów na adres mailowy: kontakt@nadarzyn.tv

To nasze dzieciństwo!

"My, urodzeni w latach 50-60-70-80-tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.
Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.

Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał, czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc, czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się, że zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną, albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy.

Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął.

Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot i wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego są kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.


W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami - bez smyczy i kagańca Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i tez wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub "tam" nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówi  Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby.

Skakaliśmy z balkonu na odległość. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys. Nikt nas nie odprowadzi do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.

Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łaki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.

Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na cale życie. Czasami mogliśmy jeździł w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze studni, cieple mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem, żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.

Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z opiekunką. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lata), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną, albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.

W wannie kąpało się cale rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.

Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego — codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.

Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw.

A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!

Komentarze:
27-01-2018
~Maciek:
Genialny tekst!
20-01-2018
~Bzdura:
Brzmi super z tesknoty za dziecinstwem. Ale generalnie to bzdura wynikajaca z ignorancji autora.
20-01-2018
~Abc:
Zwoliński się ujawnił,kontynuacja?
20-01-2018
~do 19-01-2018 ~Ancia::
Może miałaś predyspozycje od lat i teraz się to ujawniło, ale pamiętaj że z tego można się wyleczyć. Trzeba tylko chcieć postępować z zasadami człowieczeństwa a nie zezwierzęcenia.
19-01-2018
~Ancia:
Dziś zostałam Patologiczną Matką. Po powrocie z pracy kazałam moim dzieciakom ciepło się ubrać i wyszliśmy na dwór. Tam odbyła się regularna wojna - na Śnieżki. Radości nie było końca- najpierw mojej, potem męża, że o Bachorkach nie wspomnę. Brawo dla autora tekstu!  więcej
19-01-2018
~oko:
wpis pochodzi prawdopodobnie z blogu Piotra P.- "pokolenie ikea"
19-01-2018
~marny finał rozpasania:
współczuć tylko skazanej na przymusowe towarzystwo problemowego człowieka i jego koleżków
19-01-2018
~uciekł z domu do kochanki.:
Ponoć tomkowi na obecny czas, wystaje łeb spod kołdry na głogowej.
18-01-2018
~Zośka:
ciężar życia się nie zmienił, zwłaszcza tam gdzie rządzą lokalne kacyki. Chyba, że siedzisz przy takim i grzejesz się jego ciepłem. A u nas takich niedokształconych ponuraków jest wielu. A czy ktoś wie jak się grało w "Zośkę".
18-01-2018
~ aa do 12:42:55 ~Przypomnę stary dobry wpis.::
Wódka powoduje potworne spustoszenie w patologicznej rodzinie i czasami dziecko jest głąbem, przepychanym z jednej szkoły do drugiej.
18-01-2018
~Mucha !:
Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka ! I oby wynieśli raz na zawsze.
18-01-2018
~Zenek.:
Hahaha ale jaja muche z roboty wje..ali. A dobrze mu tak bo jechał po wszystkich.
18-01-2018
~Przypomnę stary dobry wpis.:
~TROSZKĘ HISTORII:~Z patologią na ty.:Rodzina patologiczna to taka, w której co dziennie dochodzi do awantur, bo mąż nie szanuje swojej żony, a nawet ją bije. Ponadto zdrajca mąż , wyjeżdża każdego dnia, łajdaczyć się z kobietami, z którymi na co dzień pracuje. Pije wódkę szklankami i wraca późną nocą, czasami nawet zaszczany i mocno śmierdzący. Po takim nocnym powrocie , w zależności jak jest pijany, znów jest awantura z żoną i bicie słabszej żony. Ich życie jest istnym piekłem , a bardzo często jedyne dziecko na przykład, niech to będzie córka, jest w takich sytuacjach, między młotem a kowadłem. Tata obdarowuje córkę drogimi prezentami i przyzwoleniem na wszystko, to jego strategia, a mama która używa wszelkich środków, żeby dziecko wychować na wartościowego człowieka , wobec tatusiowego przyzwolenia na wszystko, często ponosi klęskę i prawie bije się z dzieckiem , żeby pokazać mu wartości nadrzędne i szlachetne, bez względu na pieniądz. Taki mąż to zakała rodziny i deprawator wszystkiego. W takiej rodzinie, dziecko nie czuje się bezpiecznie , a żona jest wyjątkowo poniżana i strasznie samotna , ba czasami wręcz odrzucona za młodu. Patologiczny mąż widzi cały czas tylko inne kobiety i wódkę, od której jest już uzależniony. Patologia męża ma pewnie głębsze podłoże i tu trzeba by przeanalizować jego ciężkie dzieciństwo i związane z tym przypadłości, które przenosi na swój obecny związek. Taką patologię przy bardzo wysokim stopniu dochodów , najlepiej leczy bieda i brak dostępu do nieograniczonych pieniędzy.   więcej
18-01-2018
~I jeszcze jedno!:
W przypadku zasad wychowani sprzed kilkudziesięciu lat nasi rodzice nie byli świadomi szeregu zagrożeń - zarówno medyczno sanitarnych, jak i związanych z bezpieczeństwem publicznym (dane o przestępczości były niedostępne dla obywateli).
18-01-2018
~Zgadzam się z autorem arykułu. Jednak nasze obecne:
zasady wychowawcze, jeśli nie poddają się "poprawności politycznej" (czytaj: głupocie)nie są gorsze od tych starych. Ja w przypadku swoich dzieci stare zasady zmodyfikowałem jedynie o elementy związane z nowymi zagrożeniami.
18-01-2018
~008:
Niestety ktoś zbyt wyidealizował przeszłość. To co teraz jest - było i w tamtym czasie, tylko pochowane i owiane zmową milczenia. W mojej ocenie mimo wszystko zmiana na lepsze i chwała za tę całą 'psychologię" w naszym życiu. A patologia, pijaństwo i przemoc domowa to horror, których autor artykułu widocznie nie zasmakował. Natomiast my nie jesteśmy doskonali i warto nad sobą pracować skutecznie.  więcej
18-01-2018
~mama dorosłych już dzieci::
pamiętam te czasy, wychowywałam się w "normalnej" rodzinie, a po przeczytaniu artykułu widać, że w patologicznej... rodzice nie trzęśli się nad dziećmi jak dzisiaj, nie było strachu, kontroli, a dziecko samo wiedziało co może a co nie
18-01-2018
~to może wróćmy na drzewa...?:
18-01-2018
~I TO BYLO PIEKNE:
18-01-2018
~mami:
teraz dzieci to tylko telefony i komputery wogole się nie bawia i na każdym kroku sa pilnowane
17-01-2018
~Matka:
Jakie to prawdziwe , przypomniało mi się moje cudowne dzieciństwo sama radość- niestety nasze dzieci nigdy tego nie doznają.
 
Copyright © 2010 - 2024 Nadarzyn.tv
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE. DALSZE ROZPOWSZECHNIANIE ARTYKUŁÓW, ZDJĘĆ, FILMÓW, TYLKO NA PODSTAWIE PISEMNEJ ZGODY WŁAŚCICIELA PORTALU