W styczniowym numerze Głosu Pruszkowa nr 1/2015 redakcja zamieściła artykuł pt: "Jak Rosjanie wyzwalali Nadarzyn". Jest to tekst przeredagowany z dwóch artykułów opublikowanych na portalu nadarzyn.tv w ubiegłym roku.
Redakcja uznała opis wydarzeń z 17 stycznia 1945 na tyle interesujący, że postanowiła przedstawić go także mieszkańcom Pruszkowa i powiatu pruszkowskiego, aby mogli dowiedzieć się co nieco także o historii Nadarzyna.
To miłe, szczególnie, że również mieszkańcy Nadarzyna (ci mniej internetowi) mogli dowiedzieć się ze źródeł prasowych o wydarzeniach z tamtego dnia.
Aby uzupełnić atmosferę 17 stycznia 1945 roku i dni późniejszych, chciałem opisać także zdarzenia, które dotyczyły rodzin polsko-niemieckich, które w tamtym czasie mieszkały w Nadarzynie.
Jedno z bardziej traumatycznych zdarzeń miało miejsce na jednej z posesji przy ulicy Poświętnej. Do przebywającej tam rodziny Rolanda Ertnera wtargnęli sowieccy żołnierze podpuszczeni przez kilku mieszkańców Nadarzyna. Z jakich pobudek, można się tylko domyślać. Mogło to być odreagowaniem strachu i poniewierki za czas okupacji lub bardziej przyziemny powód, ograbienia majątku po tym jakby sowieci rodzinę Ertnerów aresztowali lub nawet zabili. Opisywane we wcześniejszych częściach tego cyklu zdarzenia, z ograbieniem leżących ciał w rynku Atlasa i Ukraińców z domu Zylberberga, to przykłady wielce wymowne.
W domu przebywało wtedy dwoje dzieci i żona Rolanda Ertnera, Polka zamieszkująca w Nadarzynie od pokoleń. Żołnierze wyciągnęli ich na podwórze i ustawili pod ścianą, być może z zamiarem zastrzelenia, na co wskazywało repetowanie broni, a także atmosfera temu towarzysząca. Za płotem znalazło się kliku wrogo nastawionych mieszkańców Nadarzyna, którzy swoją postawą oraz okrzykami, że to volksdeutsche zachęcali sowietów do najgorszego.
Na szczęście znalazł się tam jeden z rozsądniejszych mieszkańców, znający język rosyjski i widząc co się dzieje wykrzyknął "ostawit eto charoszee germania" (zostawcie to dobrzy Niemcy). Po dalszym objaśnieniu jak w czasie wojny zachowywała się rodzina Ertnerów, żołnierze odstąpili od swoich zamiarów.
Roland Ertner był bratankiem Aleksandra Ertnera (przez pewien czas się ukrywał, ale w końcu wrócił do rodziny) właściciela młyna i tartaku w Nadarzynie.
Małżonkowie, Felicja z domu Korzeniewska i Roland, przeżyli czas powojennych rozliczeń z Niemcami, a obecnie są pochowani na cmentarzu w Nadarzynie. Trauma ich córek trwa do dziś.
Drugie znane mi bliżej zdarzenie dotyczyło rodziny Stanisława Dworeckiego, piekarza z Nadarzyna, który ożenił się przed wojną z Niemką, panią Justyną Szumacher.
Rodzina Szumacherów mieszkała przy ulicy Mszczonowskiej, zajmując dwie nieruchomości. Plac narożny z murowanym budynkiem u zbiegu ulic Mszczonowskiej i Ślepej (dzisiejsza Kościuszki) oraz po drugiej stronie ulicy budynek zabrany w późniejszym czasie dla spółdzielni mleczarskiej na mleczarnie (obecnie pizzeria).
W tym przypadku żona pana Dworeckiego świadoma swojej narodowości i zagrożenia jakie się z tym wiąże, zabrała troje małych dzieci i wyjechała potajemnie w okolice Łodzi.
W murowanym budynku przy ulicy Mszczonowskiej i Ślepej, nowa władza umieściła przedszkole, a pan Dworecki zamieszkał w drewnianej byle jakiej przybudówce.
Pan Dworecki po wojnie pracował jako piekarz, a jego żona wróciła z najmłodszym synem do Nadarzyna dopiero w roku 1965 lub 1966. Ponieważ w tym czasie przedszkole zostało przeniesione do drewnianego budynku po szkole podstawowej przy ulicy wtedy Cmentarnej (Szkolnej, a następnie Jadwigi i Mieczysława Sitarskich), państwo Dworeccy mogli zamieszkać w swoim odzyskanym budynku. Również i oni po wielu latach mieszkania w Nadarzynie, spoczęli na tutejszym cmentarzu
Do opisów tych należy dodać i podkreślić fakt, iż wymienione rodziny w żaden sposób nie wpisały się w szkodliwe działania na rzecz mieszkańców Nadarzyna.
Inne rodziny pochodzenia niemieckiego z czasem wyprowadziły się z Nadarzyna.
Autor:Ryszard Zalewski